Początek miał być, jak zapowiadali Organizatorzy, „w pustyni i w puszczy”. Rozbudzona tym sposobem ciekawość wymagała natychmiastowego zaspokojenia. Stawiamy się na miejscu o wyznaczonej porze. Punkt 10.00 stawiamy się na miejscu. Na skwerze przed biblioteką w Jabłonnie witają nas odgłosy puszczy (a jakże!), reszta bardziej przypomina mocno zaludnioną plażę niż pustynię. Ale co tam, bibliotekarz to człowiek z wyobraźnią. Piasek jest sobie w stanie wyobrazić, zwłaszcza że jest kocyk i miękkie poduchy do siedzenia. Czas leniwie płynie…wokół mnóstwo znajomych twarzy…jest i kawa, napój bogów i bibliotekarzy. Są też przeróżne słodkości z jabłkami... W głowie uruchamia się mój wewnętrzny audiobook z fragmentami wiersza Jana Brzechwy „Entliczek pentliczek, czerwony stoliczek a na tym stoliczku pleciony koszyczek…w koszyczku są jabłka…jest z jabłek szarlotka, i placek i babka…”. Gmina Jabłonna, jak mówi pani wójt Magdalena Sałek, stawia na to, co blisko z naturą. W odgłosy miejscowej puszczy wplata się gwar rozmów… Gdy z ust prowadzących, Kasi i Marcina, pada pytanie „quo vadis bibliotekarzu”, szmer rozmów gwałtownie zamiera. Każdy dostaje do ręki mapę wraz z instrukcją i…w drogę. Gra terenowa? Czemu nie! Poziom ciekawości coraz bardziej wzrasta. Celem naszej wędrówki ma być dawna posiadłość Vetterów, od lat przez nikogo z miejscowych nie odwiedzana. Przy dziurze w płocie wita nas ni gospodarz, ni cieć, ni kot, ni prosię. Szkarada jakaś! Ot! „Łysy kot!” - stwierdzam krótko! Na moją kocią ignorancję spada lawina świętego oburzenia bibliotekarskiej braci. Co mi tam! Nie muszę się znać na kocich rasach. Zresztą wszystko schodzi na dalszy plan, bo oto wystarczył jeden krok i już czuję się jakbym weszła do tajemniczego ogrodu z plątaniną winorośli, traw po kolana, zapachem ziół…, ogrodu z okazałym pałacem, romantycznym ogrodem i stawem. Dałabym głowę, że widziałam niewielką łódkę pływającą po nim, a w niej elegancką damę skrywającą się przed słońcem pod koronkową parasolką i tajemniczego mężczyznę przy wiosłach. Cóż, w takim miejscu własna wyobraźnia może spłatać figla. Bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, że nikt oprócz mnie owej łódki nie widział? Przed pałacem czeka na nas, bynajmniej nie poznański nauczyciel z pamiętnikiem pod pachą lecz pani Beata, miejscowy przewodnik jak o niej mówią tubylcy. Raczy nas co ciekawszymi, historycznymi już opowieściami zapisanymi ku potomności w starym sztambuchu. Drogę, jaką musimy przebyć „za chlebem”, przecina Janko Muzykant, chłopię o długich pszenicznych włosach z głosem takim, że z piersi wyrywa się głośne „ach”, niczym niekontrolowane westchnienie zachwytu. To nic, że Janko tak naprawdę ma na imię Mundek… i Bartek bo Janków, o cudnych głosach, w rzeczywistości jest dwóch… Proste pieśni , śpiewane bez akompaniamentu żadnego, bynajmniej nie z powodu braku skrzypiec, trafiają prosto w serce. „Na polu chwały” staje Maria Król, jeszcze do niedawna szefowa GBP w Zakrzewie, teraz stawiająca pierwsze kroki jako emerytka. To do niej w tym roku trafiła Nagroda za osiągnięcia w dziedzinie twórczości artystycznej, upowszechniania i ochrony kultury . Na koniec, obdarowani dobrymi życzeniami bibliotekarze powiatu lubelskiego wyruszają „za chlebem” a potem już tylko w drogę powrotną do domu. Ów chleb w gminie Jabłonna miał mnóstwo różnych smaków. Moje podniebienie zapamiętało wyjątkowy smak piernika lubelskiego, wpisanego na listę produktów tradycyjnych a wytwarzanego na terenie gminy.
Słowem wyjaśnienia. Książki i bibliotekarze to doskonały duet. Podobnie jak proza Sienkiewicza przywoływana w Roku Sienkiewicza i Powiatowy Dzień Bibliotekarza. Związków tychże nie trzeba udowadniać. Ale przypomnieć nie zaszkodzi. Gospodarze Gminy i bibliotekarze Gminnej Biblioteki Publicznej w Jabłonnie z szefową Edytą Majewską, wspierani przez siły miejscowego ośrodka kultury z powodzeniem włożyli bibliotekarskie święto w ramy sienkiewiczowskiej prozy a realia dopasowali do tych literackich…nieco je tylko naginając do potrzeb!
Kasia i Marcin to nikt inny jak Katarzyna Krzywicka, dyrektor miejscowego Domu Kultury i Marcin Pastuszak, zastępca wójta Gminy Jabłonna.
Dzień Bibliotekarza to w powiecie lubelskim już tradycja. Od 15 lat, zwykle w czerwcu, bibliotekarze bibliotek publicznych spotykają się na terenie innej gminy by wspólnie świętować. Jest to doskonała okazja dla gospodarzy czyli władz samorządowych i biblioteki do pokazania tego co w danej gminie pokazania warte. Niejednokrotnie bywa tak, że lepiej znamy odległe rejony a niewiele wiemy o tym co u sąsiadów, za przysłowiową miedzą. Ponieważ bibliotekarze to z natury ludzie ciekawi świata dlatego taka formuła zawodowej integracji połączonej ze świętowaniem, wymyślona przed laty przez Magdalenę Kędrę, szefową biblioteki powiatowej, została przyjęta bez zastrzeżeń. Dzień Bibliotekarza jest też okazją do otwarcia wystawy, którą przygotowuje Powiatowa Biblioteka Publiczna w Lublinie, inicjator i koordynator święta w powiecie lubelskim. O wystawie opowiada Urszula Kurek. Uwielbiam jej słuchać. Nieodmiennie wprawia mnie w zadziwienie jej ponadprzeciętna zdolność do penetrowania źródeł i wydobywania z nich informacyjnych perełek w postaci mało znanych faktów, zabawnych historii czy anegdot. W 2014 r. dodano miły akcent w postaci wcześniej wspominanej nagrody, przyznawanej przez Powiat Lubelski, również bibliotekarzom. Mam przyjemność i zaszczyt wielki być laureatką pierwszej edycji tej nagrody.
Zdjęcia: Marcin Wiechnik
Barbara Cywińska
Dyrektor Miejskiej Biblioteki Publicznej w Bychawie